Strona główna » Nasze wydawnictwa » czerwiec, nr 7 (91) / 2000 » Różne
Bądź na bieżąco z informacjami z Jarosławia, zostaw nam swój e-mail:

Nasze wydawnictwa

czerwiec, nr 7 (91) / 2000

Strona 9
Czy czytanie książki telefonicznej może być interesujące? (cz. 3)

W branży kulturalno - rozrywkowej działał również bardzo znany wśród ówczesnych przedsiębiorców Stanisław Gilowski. Myślę, że wyszczególnionym w spisie telefonów, prowadzonym przez niego interesom, warto poświęcić nieco więcej uwagi. Jak wynika z archiwalnych dokumentów, już na początku XX w. był on właścicielem "Pierwszej wiedeńskiej lakierni powozów" na Pl. Mickiewicza 1, oferującej oprócz wszelkiego rodzaju konnych pojazdów podróżnych (w tym sani) również uprząż i siodła do jazdy konnej. Największą aktywność przedsiębiorca ten przejawiał jednak w okresie międzywojennym. Był on wówczas właścicielem łaźni parowej, fabryki wody sodowej oraz dobrze prosperującego zakładu pogrzebowego "ze wspaniałym lakierowanym na czarno karawanem dla dorosłych i mniejszym, równie pięknym, ozdobionym amorkami i aniołkami, białym karawanem dla dzieci". Prowadził także przedsiębiorstwo transportowe "z kilkoma potężnymi platformami zaprzężonymi w masywne maklenburgi". Niezapomnianych wprost wrażeń dostarczało urządzone przez St. Gilowskiego z końcem lat dwudziestych na Pl. Mickiewicza kino "Uciecha", stwarzające dla większości jarosławian pierwszą w życiu okazję do uczestniczenia w seansie filmowym. Na salę kinową zaadaptowana została dotychczasowa stajnia dla koni. Bardzo interesujący jest opis kina z początków jego działalności. "Całe pomieszczenie miało oświetlenie elektryczne. Boczne kinkiety z kloszami w kształcie białych kul, zasilane prądnicą, migały ustawicznie. Własna, chociaż mała elektrownia też była wielką nowością, miasto bowiem korzystało jedynie z oświetlenia gazowego, a miejska elektrownia miała się dopiero budować. Długą wąską salę zimą ogrzewał wielki, żelazny piec w kształcie walca stojący z lewej strony ekranu. Z prawej na małym podwyższeniu stał fortepian, a obok kilka powykrzywianych krzeseł i pulpity z nutami, z których muzykanci i tak nigdy nie korzystali. Miały one jedynie dodawać splendoru końskiej stajni zamienionej na kinoteatr. Drewniana, skrzypiąca podłoga wznosiła się lekko w miarę oddalania od białego ekranu rozpiętego na żelaznej ramie i naciągniętego nierównomiernie sznurami. Sala miała balkon, przedzielony na dwie części, z murowaną kabiną projekcyjną, do której wchodziło się krętymi żelaznymi schodkami z zewnątrz budynku. Wewnętrzne schody prowadziły również do kabiny, ale też i na balkon (...) i wykorzystywane były przez wtajemniczonych. Długie ławy ustawione tuż przed ekranem, tak zwane miejsca trzecie, najtańsze, bo po 30 groszy, zajmowane były głównie przez młodzież i wojsko, publiczność najżywiej reagująca na wyczyny aktorów. Miejsca drugie i pierwsze to były już krzesła ustawione na podwyższeniu, kosztowały też nieco drożej, bo 40 i 50 groszy. Pod balkonem wspartym na drewnianych słupach znajdowały się loże z fotelami obitymi czerwonym suknem, pełnymi pluskiew. Za przyjemność siedzenia tutaj płaciło się 80 groszy, a nawet złotówkę. Pan Gilowski nie trzymał się ściśle cen, uzależniał je od jakości filmu i od klienteli. (...) Na fortepianie bębnił jakiś pan w okularach, po strunach wielkiego basa przeciągał smyczkiem (...) grajek z kawiarni Altschüllera. (...) Szurały przesuwane ławki, trzaskały krzesła, skrzypiała podłoga, spłoszone szczury szukały wyjścia na dziedziniec, strasząc nieprzywykłych do takiego widoku gości". Bezpośrednio przed rozpoczęciem seansu rozlegał się potrójny dzwonek, po czym stopniowo przygasały światła. a na ekranie pojawiały się pierwsze obrazy. "Niektórzy widzowie odczytywali na głos treść poszczególnych epizodów, co rozpraszało uwagę innych. Scenom pocałunków towarzyszyły donośne cmokania siedzących najbliżej ekranu, gdzie też filmowe mordobicia wzbudzały najwięcej entuzjazmu". Atrakcje wieczoru nie kończyły się bynajmniej z chwilą zakończenia seansu filmowego. Dalsze wrażenia związane były z wychodzeniem gości z kina, pośród przemykających między nogami szczurów usiłujących dostać się z powrotem do zamienionej na kino stajni. Zdarzało się, że upolowany przy tej okazji gryzoń "rozkołysany za ogon, frunął w największy tłum, wywołując panikę".

Na zakończenie wypada jeszcze wspomnieć, że z telefonicznych usług jarosławskiej poczty korzystali też właściciele miejscowych i okolicznych dóbr. Były nimi: Dyrekcja tartaku i kolejki leśnej w Surochowie, Zarząd Centralny dóbr Pełkinie (nr 51 łączący również z pałacem książęcym) Zakłady Ceramiczne i Zarząd Folwarku w Szówsku oraz Zarząd Folwarku Wierzbna należące do Księcia Witolda Czartoryskiego, Zarząd dóbr Chłopice i Boratyna Mariana Lisowieckiego (tel. 29), Zarząd dóbr Pawłosiów hr. Siemieńskiego, Zarząd dóbr Zarzecze Ordynacja hr. Dzieduszyckich, Zarząd dóbr "Wysock" hr Zamoyskiego, Zarząd dóbr "Głęboka" hr. Tyszkiewicza oraz Folwark Szwarcmanówka Sachera i Mechela Silberów.
W dobie rozlicznych możliwości łatwego oraz szybkiego komunikowania i przemieszczania się, telefon zszedł dziś do roli niezbędnego wprost przedmiotu codziennego użytku. Łatwo więc sobie wyobrazić postęp związany z telefonizacją w czasach, gdy koń i dorożka były głównymi środkami lokomocji, a list i telegraf jedyną możliwością komunikowania się na większą odległość. Konsekwencją praktycznego wykorzystania telefonów było pojawienie się spisów i książek telefonicznych, które przetrwawszy do współczesnych czasów przyczyniają się niekiedy do lepszego poznania życia naszych przodków. Nie ulega wątpliwości, że taką właśnie wartość przedstawia dzisiaj spis jarosławskich telefonów, za przyczyną którego powstało niniejsze opracowanie. Z konieczności ogranicza się ono jedynie do reprezentatywnego przedstawienia ważniejszych i ciekawszych informacji zawartych w wykazie abonentów, przy czym należy pamiętać, że nie wszystkie ważne instytucje i firmy posiadały wówczas telefony, a wśród osób prywatnych, wchodzącym dopiero do powszechnego użytku w naszym mieście wynalazkiem Bella, dysponowali tylko nieliczni. Odpowiedź na zawarte w tytule pytanie, pozostawię indywidualnym ocenom szanownych Czytelników.
(Obszerne cytaty pochodzą ze wspomnieniowej książki zatyt. "I nasze młode lata", znanego jarosławianina Wiesława Kielara, opublikowanej sumptem Wydawnictwa Dolnośląskiego w 1987 r. - lekturę której gorąco polecam miłośnikom historii Jarosławia i talentu pisarskiego autora).

Zbigniew Zięba
Numery archiwalne
Marzec 2024
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31