Strona główna » Nasze wydawnictwa » Styczeń-Luty, nr 1-2 (195-196) / 2009 » Pamięć o zasłużonych
Bądź na bieżąco z informacjami z Jarosławia, zostaw nam swój e-mail:

Nasze wydawnictwa

Styczeń-Luty, nr 1-2 (195-196) / 2009

Jeszcze o boju pod Szyszkowem Jarosławski Kwartalnik AK nr 30 rok 1997 cz. 2

Słowa kapłana, partyzanckiego kapelana, wypowiedziane w leśnej scenerii, przy zapadającym zmroku i podnieceniu tym, co wydarzyć się może oraz wspólnie odmówiona modlitwa, wywarły na nas duże wrażenie. Za chwilę wymaszerowujemy. Jadą z nami tabory, około 8 wozów. Jest godzina 21.00-21.305). Razem z nami maszerują partyzanci sowieccy, którzy jak my, opuszczają las. Stanowimy kolumnę liczącą w sumie ok. 350-380 ludzi. Niektórzy z naszych oficerów jadą konno, na pewno „Szpak” i ,,Rak” i zdaje się „Lis” (koń „Raka” rży i maszerujący obok uniemożliwiają mu to).
Marsz odbywa się drogami leśnymi6, w pewnej chwili w pobliżu jakiejś gajówki, a na pewnym odcinku, w bardzo niedalekiej już odległości od miejsca przyszłego boju, również i odkrytym polem. To właśnie na polu część z nas miesza się przez chwilę z partyzantami sowieckimi, świetnie uzbrojonymi w broń automatyczną (pistolety maszynowe i rkm-y).
Po około 1,5 godzinie marszu nastąpiło na drodze leśnej zatrzymanie kolumny marszowej. Do przodu, w kierunku na przedpole wsi Szyszków, leżącej przy drodze Tarnogród - Krzeszów, zostaje wysunięta szpica, prawdopodobnie z plutonu łańcuckiego, z zadaniem rozpoznania drogi dalszego marszu. My w tym czasie zalegamy w oczekiwaniu po obu stronach drogi leśnej. Po kilku minutach, od strony przedpola wsi Szyszków, rozszalał się nagle w naszym kierunku potężny ogień z broni maszynowej i granatników (por. Koba ocenił go później jako przypominający mu swoim natężeniem walki o twierdzę modlińską). To strzelały, jak się okazało, trzy kompanie Kałmuków w służbie niemieckiej, okopane na przedpolu Szyszkowa i ryglujące ogniem wyjście z lasu7. W najgorszej sytuacji znalazła się, dopuszczona blisko stanowisk kałmuckich, szpica z plutonu łańcuckiego. My w tym czasie skokami lub czołganiem się przemieszczaliśmy się na lewą, w stosunku do drogi, część lasu, zaś drogą w kierunku Szyszkowa pędziły oszalałe wręcz konie, ciągnące wóz, bezskutecznie powstrzymywane przez wozaka8. Na miejscu, na którym się znaleźliśmy, przywarliśmy do ziemi, bo od wystrzeliwanych przez n-pla rakiet zrobiło się jasno jak w dzień, a w dodatku ogień się wzmógł zwłaszcza, że strzelali z tyłu sowieci z pepesz i rkm-ów. To właśnie od ich kul został ranny w plecy, leżący w pobliżu, 22-letni żołnierz z plutonu dywersyjnego por. Koby - Stanisław Cisek ps. „Kawka”. Słyszę jego wołanie: „mamo”, a potem, jak wzywa na pomoc swojego dowódcę sierż. Karola Urbana: ,,Karol, Karol, ja ranny”. Sierż. Urban nie jest niestety w stanie nic pomóc, bo jest w tym czasie w przodzie i oddaje w kierunku Kałmuków kilka strzałów z pochodzącego ze zrzutu ,,piąta”, a towarzyszący temu potężny huk robi na nich wrażenie, bo ich ogień osłabł nieco, co dało szansę na uporządkowanie naszych szeregów. Po 20-25 minutowej wymianie ognia bój pod Szyszkowem ustaje. Po linii podawany jest rozkaz do odwrotu. Oderwanie się od nieprzyjaciela wykonywane jest spokojnie, bez paniki, z wykorzystywaniem przerw w oświetlaniu pola rakietami. Już poza polem walki, obok jakiegoś drzewa, doświadczony sanitariusz kpr. „Gruszka”, Ślązak, dezerter z Wehrmachtu, uczestnik bitwy stalingradzkiej, z wielkim spokojem opatruje naszych rannych. Jest ich czterech, m.in. ranny w nogę kpt. „Szpak” i kpr. „Kawka” z przestrzeloną klatką piersiową, wyniesiony przez kolegów z placu boju9. Ranni zostają załadowani na uratowane wozy toborowe i tak są transportowani. Za wozami postępujemy i my, ale w pewnej chwili, gdy w jakimś polu porośniętym zbożem (prawdopodobnie w pobliżu wsi Wólka Łamana), zostaliśmy ponownie, tym razem od tyłu, ostrzelani. Na szczęście ogień ten nie spowodował żadnych strat. Wchodzimy za chwilę do lasu i kierujemy się z powrotem na „Górki”. Odwrót odbywa się w całkowitym porządku. W zastępstwie rannego kpt. „Szpaka” dowodzą odwrotem: por. „Rak” (tra- fiony w czasie walki rykoszetem) i ppor. „Lis”.
Na „Górki” docieramy kiedy już dnieje. Jest piątek 29 czerwca. Powstaje problem wyewakuowania rannych, którzy nie mogą pozostać na „Górkach”. Jest bowiem jasne, że Oddział, a przynajmniej jego zdecydowana większość, będzie próbowała przedostać się na lewy, zachodni brzeg Sanu i nie można wykluczyć, iż przyjdzie mu przy tym stoczyć nową walkę. Ranni zostają więc załadowani na dwa wozy taborowe, otrzymują 5-osobową, uzbrojoną ochronę, w alianckich mundurach ze zrzutów, głównie z plutonu łańcuckiego10, do której zostaję dołączony na rozkaz ppor. „Lisa” (mam z Kuryłówki-Tarnawca, z gospodarstwa Kalówka, gdzie pozostaną ranni, przedostać się za San, dotrzeć do uczestnika konspiracji w Starym Mieście Zygmunta Czyża, ściśle współpracującego z Oddziałem (był w obozie w przeddzień boju), aby go poinformować o tym, co stało się pod Szyszkowem oraz, że Oddział będzie próbował przedostać się nocą na lewy brzeg Sanu, a rannym w Kalówce należy zabezpieczyć niezwłocznie pomoc lekarską.
W czasie transportowania w drodze na Kalówkę kpt. „Szpak” nie chce się rozstać ze swoim pistoletem, zawieszonym na szyi na lince od spadochronu, (jakby w przeczuciu, że będzie mu potrzebny11).
Do Kalówki docieramy, kiedy dzień wstał już na dobre. Widzą nas jakieś kobiety zbierające jagody na skraju lasu. Rannych układamy na słomie na boisku w stodole i sami też tam się chronimy. Kpr. „Kawka”, ubrany w mundur niemiecki, robi wrażenie najciężej rannego, ale jest spokojny, tak jak pozostali ranni. Po około godzinie opuszczam Kalówkę, aby wykonać powierzone zadanie i docieram szczęśliwie do folwarczku pp. Czyżów w Starym Mieście. Kiedy znalazłem się na drodze do Leżajska, widzę jak wybuchają nad Kuryłówką-Tarnowcem pióropusze dymu. To pali się Kuryłówka, podpalona przez Kałmuków i wtedy też - jak się okazało - giną na Kalówce wszyscy czterej ranni i trzej żołnierze z ich ochrony12). W dniu 29 czerwca 1944 r. w gospodarstwie tym polegli:
1. kpt. Ernest Wodecki „Szpak” - 48 lat,
2. plut. Stanisław Pudło „Fajny” - 24 lata,
3. kpr. Stanisław Cisek „Kawka” - 22 lata,
4. kpr. Bogusław Pawłowski „Orkan”,
5. kpr. Franciszek Ruta „Klucz” - 24 lata,
6. kpr. Stanisław Szust „Cyma”13).
Jeszcze tego samego wieczoru O. P. „Prokop”, przeprowadzony pomiędzy płonącą Kurłówką a młynem w Ożannie, przez żonę gajowego z Tanawki Anielę Wilkos (z d. Mach 14), szczęśliwie przprawił się na drugi brzeg Sanu w rejonie Rzuchowa, nie ponosząc, mimo ostrzelania z tyłu, żadnych strat.
Bój pod Szyszkowem i śmierć siedmiu żołnierzy O. P. ,,Prokop”, w tym i ich dowódcy, w gospodarstwie Kalówka, to chwalebna karta walki zbrojnej AK Inspektoratu Przemyśl z okupantem niemieckim. Godzi się więc ją uszanować i zachować nieskalaną w pamięci potomnych i jako taką przekazać przyszłym pokoleniom, zwłaszcza, że wielu żołnierzy O. P. „Prokop” walczyło o Polskę Wolną i Niepodległą nadal po 1944 r., ponosząc męczeńską śmierć w komunistycznych więzieniach i tracąc w nich, a także i sowieckich łagrach, najpiękniejsze lata swojego życia, za co należy im się cześć i szacunek15).
Dziś na ,,Górkach”, za sprawą Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Oddział w Leżajsku stoi postawiony 29 VI 1995 r. wysoki, żelazny krzyż, dla upamiętnienia tamtych dni z czerwca 1944 r., a u jego podnóża tablica z napisem: Żołnierzom Armii Krajowej Zgrupowania Partyzantów 39 pp pod dowództwem kpt. Ernesta Wodeckiego ps. „Szpak”, Bohaterskim Uczestnikom Akcji „Burza” Poległym za Ojczyznę na Zasaniu 29 czerwca 1944 r.

Przypisy:
5) inaczej M. Kucab, op. cit., s. 45, który podaje, że wymarsz nastąpił „po południu”; godzinę 22.00 wymienia natomiast S. Kulpa „Olszowski”, op. cit., s. 17
6) inaczej M. Kucab, op. cit., s. 46, wywodząc, że „po dołączeniu do szpicy pomaszerowaliśmy naprzód tą szosa, którą pojechał kpt. „Szpak” oraz, że po rozpoczęciu się walki pod Szyszkowem „upadł na ziemię odskakując z szosy na lewo”; o tym, że Oddział szosą nie maszerował i na szosie walki nie przyjmował zob. również: S. Kulpa, op. cit., s. 17
7) M. Kucab, op. cit., s. 45, ustalił, ale niestety nie wskazał podstawy tego, że kierując się do lasów Jastrzębca „... trzeba było przedrzeć się przez pierścień wojsk niemieckich, który opasał nas wokoło” i że „zgrupowano tam trzy dywizje wojsk, przeważnie własowców”, podczas gdy według własnoręcznego oświadczenia J. Puchały ,,Lisa” w aktach NSW, sygn. 4/44, k. 14v, zasadzkę ogniową pod Szyszkowem zorganizował npl w sile ok. trzech kompanii (a więc nie trzech dywizji); dziś wiadomo, że przeciwnik nasz pod Szyszkowem należał do Kałmuckiej Brygady Kawalerii
8) o śmierci Edwarda Czyraka ps. „Edward Kruk” , jednego z żołnierzy taborów, zob. S. Kułpa „Olszowski”, op. cit., s. 17
9) wśród rannych nie było M. Kucaba, który swoją relację o boju pod Szyszkowem zakończył stwierdzeniem, że „został ranny w nogę i stracił przytomność” (op. cit., s. 46); szkoda jednak, że nie wiadomo w jakich okolicznościach i przez kogo został uratowany oraz co się z nim po odniesieniu rany dalej działo
10) w składzie ochrony znalazł się również Władysław Solarz ps. „Orzelski”, żołnierz z lubaczowskiego plutonu „Dęba” - zob. Władysław Solarz ps. „Orzelski” w: Jarosławski Kwartalnik AK, 1994, nr 14, s. 18
11) w około 2 tygodnie po boju pod Szyszkowem zostałem poinformowany przez ks. prób. Kazimierza Węgłowskiego z Kuryłówki-Tarnawca, u którego zgłosiłem się z polecenia „Raka”, że kpt. „Szpak” zastrzelił się z pistoletu w Malenisku, do którego się doczołgał, a przynajmniej tam jego zwłoki, według księdza, odnaleziono
12) uratowało się dwóch z jej składu, jednym z nich był Władysław Solarz ps. „Orzelski” - zob. W. Solarz, op. cit., s. 18
13) inaczej M. Kucab, op. cit., s. 46, który twierdzi, że w Kalówce „ogółem zginęło dziewięciu żołnierzy”, co - jak wynika to, choćby z imiennego wykazu poległych na pomniku w Kuryłówce -Tarnawcu - nie polega na prawdzie, gdyż jest ich tam tylko siedmiu; taka też liczba wynika z posiadanej przeze mnie pisemnej relacji Klemensa Karpińskiego z Rakszawy, opartej na informacji Franciszka Paczki ps. „Wania”, który wespół z Michałem Krupą ps. „Michaś”, żołnierzem „Wołyniaka” oraz grabarzem Guziorem dokonał pochówku na cmentarzu w Kuryłówce- Tarnawcu siedmiu poległych na Kalówce; z relacji tej wynika również, że zwłoki kpt. E. Wodeckiego „leżały naprzeciwko okna wychodzącego w kierunku plebanii ..., z przestrzeloną głową, rozprutym brzuchem, z wnętrznościami na wierzchu, w pozycji skurczonej, zaś pozostali spaleni, a pozostałe szczątki nie pozwalały na ich rozpoznanie, natomiast jeden, któremu udało się uciec za rzeczkę (ok. 70 m) i tam go dopadli, to miał zgniecioną czaszkę przez uderzenie i widoczny ślad strzału w okolicę skroni!!; z cytowanej relacji wynika także, że zwłoki „siedmiu poległych na Kalówce” zostały ekshumowane jesienią 1945 r. z cmentarza w Kuryłówce-Tarnawcu na cmentarz w Łańcucie, w czym uczestniczyli dwaj partyzanci z oddziału „Wołyniaka”: „Czajka” i Andrzej Buciar ps. „Sroka”
14) relacja K. Karpińskiego i S. Kulpa „Olszowski”, op. cit., s. 18
15) z tego też względu nie sposób się zgodzić z tą częścią wspomnień M. Kucaba, która dotyczy rzekomego uderzenia przez por. Kobę ręką w twarz jednego z żołnierzy O.P. „Prokop”, któremu wydarzył się niefortunny wystrzał z pistoletu (zob. M. Kucab, op. cit., s. 40); obecny przy tym incydencie, dziś ppor. w st. spocz., Karol Urban ps. „Nietoperz” poinformował (26.06.1997 r.), że „Rak” jedynie trzymanym w ręku regulaminem wojskowym uderzył po nosie tego żołnierza, a to przecież nie to samo, co uderzenie ręką w twarz; wprawdzie M. Kucab wyraził o swoim dowódcy opinię, że „nie był mile widziany przez prawie wszystkich kolegów, bo kilka razy nas przegonił po lesie, gdy ktoś tam nie ściągnął pośladków, jak stał na baczność” (s. 40), to jednak tej opinii pozwolę sobie na zakończenie przeciwstawić inną, sporządzoną przez jednego (chcącego pozostać anonimowym) z oficerów Inspektoratu Przemyśl, a następnie sztabu Podokręgu Rzeszów, znajdującą się w moim posiadaniu, że por./kpt. Władysław Koba „był jednym z czołowych, najaktywniejszych, odważnych oficerów-dowódców w skali Przemyskiego Inspektoratu AK ... i tak był przez Komendę Inspektoratu słusznie oceniany; pełen inicjatywy, skuteczny i konsekwentny w działaniu, realizował zadania zaliczane do najniebezpieczniejszych, zawsze gotowy do ofiary z życia; wytrwał i zginął za Sprawę; nie ma podstaw by doszukiwać się słabszych tego momentów”.

Bogusław Nizieński ps. „Sokół”
Numery archiwalne
Marzec 2024
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31